<< Wróć do strony głównej

Created with WebWave CMS

Słodko-Gorzka Historia Pewnego Radia

&

 

Radio Plus

&

 

Katolicka Rozgłośnia Archidiecezji Gdańskiej

 

07 lutego 2018

<< Wróć do strony głównej

Jacek Rusiecki

 

Gdy rozmawialiśmy z arcybiskupem, to miałem wrażenie, że on popierał i akceptował nasze działania. Ale do końca nikt nie wyobrażał sobie, jak to będzie funkcjonowało. I że będzie to takie właśnie radio. I pewnie dlatego zaraz na początku, po uruchomieniu rozgłośni, nastąpiło zderzenie absolutne. Bo to nowe radio, nie wiem czy również samego arcybiskupa, ale na pewno nie spełniło oczekiwań i wyobrażeń wielu księży. I wiem, że arcybiskup musiał codziennie zderzać z opiniami: co to za radio ? Jakie to jest radio katolickie ? Przecież tam nic katolickiego nie ma.

 

Jacek Tarnowski

 

Wielokrotnie brałem razem z Jackiem udział w dyskusjach, w czasie których musieliśmy bronić naszej koncepcji radia. To była dla nas dobra nauka. Bez zrozumienia i przychylności arcybiskupa pewnie już by nas nie było. Arcybiskup rozumiał nas i wspierał pozwalając realizować to dzieło. Arcybiskup był osobą wyjątkową, rozumiał media, sam był bardzo medialny. Był oratorem, do końca życia świetnie się w tych mediach odnajdywał i miał doskonałe relacje z dziennikarzami. Rozumiał jaką siłę mają media, czego moim zdaniem w owym czasie niektórzy hierarchowie Kościoła w Polsce, niestety do końca nie mieli świadomości. Szkoda, bo Kościół niestety przegrał w połowie lat dziewięćdziesiątych swoją wielką szansę na posiadanie własnych silnych, mających wpływ na rzeczywistość mediów, inaczej sformatowanych niż Radio Maryja, które jest oczywiście również potrzebne. Tworzyliśmy program, który miał być zbieżny ze społeczną nauką kościoła, sami jesteśmy ludźmi wierzącymi, katolikami więc wiedzieliśmy doskonale co chcemy robić. O Radiu Maryja nikt jeszcze nie słyszał, natomiast my chcieliśmy zagospodarować przede wszystkim grupę młodych ludzi.

 

Adam Hlebowicz

 

Było dużo listów i protestów od ludzi oddanych i wiernych Kościołowi, ale takich, którzy mieli tradycyjne podejście do spraw wiary i z trudem akceptowali fakt, że rozgłośnia katolicka ma tak komercyjny program. Wtedy startowało też Radio Maryja i warto przypomnieć, że ks. Tadeusz Rydzyk otrzymał w Gdańsku swoją pierwszą lokalną częstotliwość. Arcybiskup Gocłowski przypominał to parokrotnie i często uzasadniał, że Radio Maryja ma koncesję na nadawanie w diecezji gdańskiej i będzie prezentować tradycyjny model religijności: modlitwa, msza, nowenna, różaniec, itp. Radio PLUS było też radiem katolickim, ale szeroko otwartym, skierowanym raczej do młodego odbiorcy. Nowością było to, że treści religijne miały być obecne nie na zasadzie szufladki, gdzieś tam umieszczonej o pewnej porze, tylko miały być normalną, integralną częścią całego programu, co więcej przygotowywanego niemal w całości przez ludzi świeckich. Na jednym z pierwszych kolegiów redakcyjnych, na które zaprosił mnie Jacek, poznałem ks. Krzysztofa Niedałtowskiego. Potem poszliśmy razem do ks. arcybiskupa Gocłowskiego, aby  uzgodnić zasady współpracy. Arcybiskupa poznałem kilka lat wcześniej. To było w Londynie, chyba w 1988 i to utkwiło nam obu w pamięci. Potem, gdy pracowałem w Tygodniku „Ład”, to też od czasu do czasu mieliśmy spotkania w redakcji „Gwiazdy Morza”, która była wtedy ważnym dwutygodnikiem diecezji gdańskiej.

 

Jacek Tarnowski

 

Od początku cała kuria, wszyscy księża, duchowieństwo, siostry, słuchali Radia PLUS. Wynikały z tego różne sytuacje, wiele pytań, czasami wątpliwości. Mieliśmy jednak fantastyczną osobę na pokładzie radia, którą był nasz asystent kościelny - ksiądz Krzysztof Niedałtowski. To on często  bronił koncepcji programowej radia, wspierał nas w wielu dyskusjach, również tych, które toczyły się bez naszego udziału.  Mieliśmy wielkie szczęście mając możliwość współpracy z ks. Krzysztofem. Nasza koncepcja radia była czymś zupełnie nowatorskim na rynku trójmiejskim. Parafrazując, to trochę tak jakby atrakcyjna muzyka, będąca tłem, wypełniaczem, lubianą przez ludzi w naszym wieku, była okraszana ciekawymi elementami redakcyjnymi, wiadomościami, tekstami z ewangelii, podanymi w szybki i atrakcyjny sposób –  jak rodzynki sułtańskie w smakowitym cieście. Krzysztof świetnie rozumiał siłę radia, wiedział doskonale na czym polega nasza misja i pomagał nam w tym bardzo. Pilnował jak dokonać właściwego przekazu wymagających tekstów, myśli i informacji. Doskonale wiedział, że jeżeli czas antenowy związany z np. modlitwą zostanie przekroczony, to percepcja słuchacza, do którego chcieliśmy dotrzeć tego nie wytrzyma i słuchacz zmieni stację na inną, w związku z tym efektu przekazu nie będzie. Ciągle pracowaliśmy nad jakością, dokładnym dotarciem z bardzo konkretnymi treściami do wybranego targetu naszych słuchaczy. Pamiętam doskonale naszą maksymę, że robienie radia dla wszystkich było robieniem radia dla nikogo.

 

Krzysztof Niedałtowski

 

Wiele razy musiałem bronić filozofii naszego radia i to wśród różnych gremiów, nawet wobec episkopatu. Bo właśnie z episkopatu docierały czasem pomruki i głosy krytyczne: co to za katolickie radio, w którym treści katolickie stanowią…, no właśnie - ile procent? Tłumaczyłem, że może 5%, może 10% takich treści, jak np. czytanie Ewangelii, do którego zaprosiłem Ryszarda Ronczewskiego, czy też komentarze liturgiczne księdza Jerzego Kownackiego, który robił to niezwykle dowcipnie i lekko niemal od samego początku radia. Biskupi na to, że każde radio może tak robić i że powinniśmy mieć co najmniej połowę treści katolickich. A ja im mówiłem tak: spróbujmy spojrzeć na kalendarz dnia każdego normalnego człowieka, dobrego chrześcijanina, na to ile czasu poświęca na modlitwę, skupienie, liturgię, na czytanie biblii. Pewnie nie więcej niż 10% swojego życia. I nasze radio jest właśnie odpowiedzią na jego konkretne potrzeby. Jeśli zrobimy z radia getto katolickie, no to będzie on musiał słuchać raz normalnego radia, żeby się czegoś dowiedzieć i ucieszyć rozrywką, a potem osobno słuchać tego katolickiego radia. Wynalazłem sobie nawet taki obrazek: bita śmietana z rodzynkami. Trochę odnosiłem się do głównego ołtarza katedry oliwskiej, gdzie są takie chmurki, jakby z bitej śmietany i małe główki aniołków. Tłumaczyłem, że ta bita śmietana to jest ta muzyka, którą gramy i wszystko to, co jest łatwo przyswajalne. Bo przecież radia słuchamy zwykle niejako przy okazji, jadąc samochodem, pracując w kuchni, itd. Muzyka jest tą bitą śmietaną, a rodzynki, to te dobre newsy, komentarze do ewangelii, fragmenty liturgii.  I to zaczęło się sprawdzać, bo przecież w wymiarze lokalnym szliśmy łeb w łeb z radiem Zet, czy z radiem RMF FM.

 

Piotr Semka

 

Wydawało się jeszcze wtedy, na początku lat dziewięćdziesiątych, że kościół w naturalny sposób może być silnym partnerem. Bo pamiętano casus Tygodnika Powszechnego, były już plany powołania Katolickiej Agencji Informacyjnej i były to takie pozytywne punkty odniesienia. Był też biskup Tadeusz Pieronek, który był Sekretarzem Konferencji Episkopatu Polski i wydawał się być osobą jak najbardziej otwartą. Dzisiaj wiem, że to nie była prawda, że to były pozory. Na początku lat dziewięćdziesiątych wydawało się, że między tymi światami nie ma specjalnego dystansu. Mieliśmy wtedy wspomnienie bardzo aktywnej współpracy świeckich z kościołem w latach rządów ekipy Jaruzelskiego. A jednak jednym z nielicznych pozytywnych fenomenów, który przetrwał do dziś, i w którym świeccy mogą czuć się partnerem wobec strony kościelnej, jest tygodnik Gość Niedzielny.

 

Adam Hlebowicz

 

Na tamte czasy to było absolutnie niezwykłe. Przy czym warto pamiętać, że na terenie diecezji gdańskiej, z inspiracji albo co najmniej przy aprobacie Tadeusza Gocłowskiego funkcjonowały już takie instytucje jak Video Studio Gdańsk, które powstało w stanie wojennym, ale na początku lat dziewięćdziesiątych przekształciło się w nowoczesną placówkę, otwartą, dokumentującą filmowo ówczesne zmiany i wydarzenia. Była też redakcja wspomnianej już „Gwiazdy Morza”, był przez jakiś czas Tygodnik Młoda Polska, a potem Radio PLUS. To były instytucje, jakich w kraju nie było wiele. Oczywiście, inicjatywa często wychodziła od osób świeckich, ale trafiała na podatny grunt.

 

Krzysztof Niedałtowski

 

Docierały też głosy oburzonych, czy to duchownych, czy to takich, którzy po prostu nie zmieścili się w radiu. Był np. jakiś chór parafialny, których chciał śpiewać w radiu, ale trudno przecież było ten chór włączyć w nasz program. Były takie naciski, czasem personalne, ale udawało się to obronić, bo wyniki słuchalności  przemawiały za nami. Pamiętam też jedną scenę, to było pewnie w 1995 roku. Byliśmy na audiencji u papieża Jana Pawła II. Byli też z nami prezydenci Gdańska, Gdyni i Sopotu, którzy chcieli zaprosić Papieża do złożenia wizyty na wybrzeżu. To była prywatna audiencja w małym gronie. Jeden z dziennikarzy zapytał księdza Stanisława Dziwisza, który był wtedy kapelanem Ojca Świętego, czy możemy nagrać wypowiedź Jana Pawła II. Ksiądz Dziwisz bardzo surowo nas skarcił, że absolutnie nie wolno tego robić, tym bardziej, że jesteśmy takim młodym radiem, niewiele jeszcze o was wiadomo i nie wiadomo, co o nas myśleć. Radio Maryja – powiedział Dziwisz - to jest radio sprawdzone, katolickie i tutaj zupełnie inaczej można by się do tego odnosić, z większym zaufaniem. A z wami, to jeszcze trzeba poczekać. No, ale niesubordynowany reporter, to był chyba Marek Lesiński, gdy zobaczył, że Papież się ożywił na widok dzieci Moniki i Jacka Tarnowskich, którzy byli z nami na tej audiencji, wyjął mikrofon i poprosił Ojca Świętego o błogosławieństwo dla Radia Plus. I wtedy Ojciec Święty, w tym swoim stylu, powiedział  te słynne słowa, które potem stały się też jinglem i hasłem Radia Plus: że Plus znaczy więcej i że życzy nam, żeby było więcej i słuchaczy i dobrych wiadomości.

 

Zrobił się z tego niemalże skandal dyplomatyczny, bo wiadomość ta szybko dotarła do księdza arcybiskupa Tadeusza Gocłowskiego, który potem trochę mnie zrugał, że nie posłuchaliśmy instrukcji księdza Dziwisza. Ale kiedy zostało to już wyemitowane i pokazane na antenie jako absolutny hit, jako bardzo życzliwe, ciepłe przesłanie Papieża dla naszego radia, to opadły już te emocje i tylko cieszyliśmy się z tego. Jednak ten obrazek oddaje też atmosferę, w której funkcjonowaliśmy. Pojawiło się już wtedy Radio Maryja. I nie chodzi wcale o konkurencję, bo to były zupełnie różne target-y, Radio Maryja było kierowane do zupełnie innego odbiorcy. Naszym zdaniem ważne było, aby istniało takie drugie płuco, silne jak tamto, tradycyjne, modlitewne, skierowane do chorych, w dużej mierze do starszych ludzi. Dobrze, że ono było. Choć oczywiście można było dyskutować i dyskutowaliśmy wewnętrznie z treściami, które pojawiały się tam np. w rozmowach niedokończonych, z antysemityzmem, nacjonalizmem, który też gdzieś się tam pojawiał. Nie pasowało to do naszej wizji kościoła i radia katolickiego, dlatego próbowaliśmy wzmacniać nasze radio jakby w drugą stronę. Tak aby pokazać, że katolicyzm nie ma oblicza jedynie zamkniętego nacjonalizmu, czy pewnej ksenofobii, która się tam pojawiała. Byłoby dobrze, gdyby tak mogło pozostać, gdyby nadal istniały dwa modele radia katolickiego. Niestety, stało się inaczej.

 

Adam Hlebowicz

 

Myślę, że arcybiskup Gocłowski rozumiał i w pełni akceptował koncepcję Jacka Rusieckiego. I nawet gdy były trudne momenty, to zawsze był naszym obrońcą. Nigdy też nie było takiej sytuacji, żeby ostro skrytykował koncepcję radia. Czytając nam te listy i skargi od księży i ludzi świeckich, mówił raczej - słuchajcie, a może zrobimy taki program, zadowolimy tę część ludzi, tzn. szukał jakiegoś rozwiązania. A w samej kurii mieliśmy przecież sporo przeciwników i to wśród najbliższych współpracowników arcybiskupa, co zresztą po latach gdzieś tam czasem wracało. Wydaje mi się, że arcybiskup Gocłowski był  absolutnie przekonany do tego pomysłu.

 

Krzysztof Niedałtowski

 

Ksiądz arcybiskup nas bronił. Na zewnątrz zawsze nas bronił, często tłumaczył biskupom: pozwólcie im się rozwinąć, są młodzi, zobaczcie jaką mają słuchalność. Radio właściwie samo się finansowało, co też miało swoje znaczenie. Reklama w radiu świadczyła o tym, że mamy reklamodawców. W naszym wewnętrznym gronie nieraz mówił nam słowa takiej ostrożnej krytyki, żeby uważać na maluczkich, żeby nie dawać powodów do zgorszeń, żeby muzyka była bardziej stonowana.

 

Adam Hlebowicz

 

Jednym z takich trudnych momentów był też bunt DJ-ów. Nie pamiętam dokładnie genezy, o co im wówczas poszło, ale na pewno sprawa nabrała dynamiki gdy Krzysiek Jedziniak, jeden z naszych DJ-ów, poskarżył się swojemu wujkowi, księdzu Ciecholewskiemu z diecezji pelplińskiej na jakieś sprawy związane z działalnością radia. Ksiądz Ciecholewski był wtedy ważną postacią w diecezji pelplińskiej, nadał sprawie dalszy bieg, więc metropolita gdański musiał zareagować. Krzysiek postąpił nierozważnie, bo mógł przyjść z tą sprawą do księdza Krzysztofa Niedałtowskiego, asystenta kościelnego w radiu, mógł też pójść bezpośrednio do arcybiskupa. To nie były jakieś sprawy ideowe, tylko związane raczej z warunkami pracy. Pamiętam, że Krzysiek Jedziniak i Jacek Antkowiak byli wśród liderów tego buntu, chyba też Rafał Betlejewski.

 

Po tym wszystkim Krzysiek wyleciał z pracy, bo w Kościele nie robi się takich rzeczy. Gdy coś dzieje się w Gdańsku, to nie należy naprawiać tego przez biskupa w Pelplinie, Toruniu, czy w Krakowie. Na moim podwórku, to ja jestem gospodarzem i jak masz jakiś problem, to przyjdź i powiedz. A tak, arcybiskup Gocłowski dowiedział się o tym albo bezpośrednio od ks. Ciecholewskiego, albo też od biskupa pelplińskiego, co już było poważnym problemem, że to poszło kompletnie nie tą drogą. Potem, chyba już pod wpływem ks. Ciecholewskiego, zbuntowani DJ-e poszli w końcu do arcybiskupa, w sześciu, czy w siedmiu, na skargę na Jacka Rusieckiego i Jacka Tarnowskiego. No i wtedy wybuchła ta bomba…. Odbyło się jeszcze spotkanie u arcybiskupa Gocłowskiego, gdzie zostali zaproszeni wszyscy DJ-e, była też otwarta dyskusja, pamiętam, że podnosili oni też aspekt religijny, kwestionowali rolę Krzyśka Niedałtowskiego, jako asystenta kościelnego w radiu. To był chyba pierwszy taki kryzys, jaki mieliśmy w radiu.

 

Katolickie ?